Range Rover Sport CLR SV Lumma - brutalna strona

Są takie auta za którymi na ulicy oglądam się zawsze, nie istotne czy jest to wersja wypasiona wycacana i wydmuchana czy dojechana niemiłosiernie. Każdy model ma swój urok, a mowa tu o autach ze stajni JLR. Być może sęk tkwi w tym, że mój wzrost zatrzymał się na etapie krasnala ogrodowego i w moim odczuciu auta są gigantyczne a to daje mi poczucie bezpieczeństwa. 




W tym roku w ofercie Range Rovera zadebiutował model Sport SVR. To trochę taka szafa gdańska z turbodopalaczem w kółkach, bowiem 5-litrowe V8 generuje aż 550 KM i 680 Nm. Dla mnie moc wystarczająca a nawet przerażająca, jednak jestem w mniejszości. Lumma Design to tuner, który słynie z dość odważnych stylistycznie pakietów i niedosytu mocy swoich klientów.  Z Sport SVR nie mogło być inaczej. Na stary kontynent, który żyje aferą spalinową dedykowana jest wersja z 630 KM dla pozostałych 680 KM. Nadwozie to nowy bodykit składający się z przemodelowanych zderzaków, progów bocznych a także poszerzonych nadkoli oraz spojlera, za 22-calowymi felgami intensywnie zielone zaciski. Kolor ten przewija się nie tylko na nadwoziu, ale również we wnętrzu. Na życzenie klienta na zagłówkach mogą pojawić się inicjały. 




Cena pakietu nie jest jeszcze znana, nie wiadomo również jakie osiągi prezentuje zmodyfikowana jednostka. Przypomnijmy, że seryjnie do setki auto rozpędza się w 4,5 sekundy.